Jakże ciężko w poniedziałek zwlec się z łóżka! Już w niedzielę wieczorem sąsiedzi narzekali na ten przeklęty Monday. Cały tydzień upływa na tęsknym wyczekiwaniu Friday Night, natomiast już w sobotę oblega nas niechęć powrotu do pracy. Czy można zmotywować się do życia za pomocą dobrej lektury?
Oczywiście! Udowadnia to Beata Pawlikowska. Celowo nie podam tytułu, ponieważ każda z jej pozycji niesie cudowne przesłanie.
Zacznijmy od osobistego doświadczenia autorki. Pawlikowska była żoną Cejrowskiego, podróżnika od paskudnych koszul. Ich bezdzietne małżeństwo rozpadło się, a sama Beata postanowiła już więcej się nie wiązać.
Swoją uwagę poświęciła natomiast rozwoju duchowemu. Nie wierzy w Boga, lecz w bliżej niesprecyzowaną Miłość. Coś, co rządzi światem, jednocześnie służąc, znajduje się w każdym jego najmniejszym elemencie… – odrobinę przypomina to wariację chrześcijaństwa i buddyzmu. Dlatego Pawlikowska pisze w oparciu o tolerancję.
Ponadto za skutecznością książki motywacyjnej przemawia bogate doświadczenie autorki. Pani Beata była uzależniona, pogrążona w depresji, stresie, anoreksji, bulimii i szeregu innych zaburzeń. Czuła się samotna. Kochała, traciła. Poznawała problemy ludzi z różnych krańców świata. Czytelnik może więc być pewien jednego: ta kobieta wie, o czym pisze.
Dobre książki motywacyjne Beaty Pawlikowskiej odznaczają się prostym, wręcz minimalistycznym stylem. Ich język jest jednak tak pogodny, że kilka zdań rozświetli nawet najbardziej pracowity poniedziałek. Dlatego bez obaw możemy sięgać po te pozycję.
Uśmiech zaraża!